29.09.2024 – RottingChrist | Borknagar | Seth – Kraków, Hype Park – relacja

 

Ostatnią niedzielę września br. spędziliśmy w Krakowie na wyprzedanym koncercie zespołów Rotting Christ, Borknagar i Seth. Trzy różne oblicza black metalu, choć są tacy, którzy twierdzą, że z całego zestawu tylko Francuzi z Seth są obecnie najbliżej tego, co black metalem nazywamy.

Choć jestem już starym człowiekiem, który z tą muzyką jest związany od dłuższego czasu, to jednak z pewnym zaskoczeniem przyjmuję informację, że Seth, którzy tego dnia mieli za zadanie otworzyć bramy piekieł, grają swoją wersję black metalu od 1995 roku. Cóż, może ten czas faktycznie tak szybko ucieka, a może nie za bardzo śledziłem losy francuskiego zespołu… Nieistotne. Czterdziestopięciominutowy występ pozostawił po sobie trochę mieszane uczucia, przede wszystkim ze względu na nie do końca czytelne brzmienie. Koleżanka pokusiła się nawet o stwierdzenie, że słuchaliśmy zespołu grającego za ścianą. Może to trochę przesada, bo w black metalu nie rozchodzi się przecież o to, by całość była wymuskana, lśniąca i idealna, ale większa wyrazistość dźwięku sprawiłaby, że muzyka w bardziej bezpośredni sposób przemówiłaby do słuchacza. Seth promują wydaną w lipcu płytę „La France des Maudits”. Ale muzycy nie skupiają się tylko i wyłącznie na premierowym materiale, bo z chęcią sięgali również po wcześniejsze kompozycje, np. „Metal Noir” z wydanego w 2021 roku albumu „La MorsureduChrist”. Całość nie zrobiła na mnie kolosalnego wrażenia. Wokalista w pelerynie, czasem sięgający po sztylet, niezły kontakt z publicznością, ale przede wszystkim był to występ supportu, który na dłużej w mojej pamięci raczej nie pozostanie.

Czas na zmianę klimatu. Dawno temu viking black metal, jednak od dłuższego czasu muzykę Norwegów częściej opisuje się słowem progressive. Borknagar zabrzmieli lepiej niż poprzednicy, choć do pełnej satysfakcji jednak trochę zabrakło. Przez kilka dni przed koncertem z przyjemnością słuchałem płyt „Fall” i „True North”, zostałem kupiony przez obecną w tych dźwiękach przebojowość, melodie i świetne partie wokalne. Elementy, które zachwyciły mnie w wersji studyjnej, sprawiły mi również dużą radość na koncercie. „Nordic Anthem”, „Up North”, „Voices” – to wszystko świetne kompozycje, które nie są zbudowane na metalowej agresji. Więcej w nich rockowego klimatu i melodyjnej chwytliwości. Nie przeszkadza mi obecny kierunek zespołu, zdaję sobie sprawę z tego, że czasy siarczystego black metalu minęły bezpowrotnie, choć przecież nawet w 1996 roku muzyka norweskiej formacji nie była zbudowana jedynie na bezpośredniej agresji, ale warto też dodać, że w dzisiejszej twórczości nie brakuje momentów brutalniejszych. „Summits” – kompozycja pochodząca z ostatniej płyty i obecna w setliście krakowskiego występu to dowód na to, że nadal mamy do czynienia z metalowymi dźwiękami. Na koncertach Borknagar nie zapominają jednak o swojej chwalebnej przeszłości, zagrany w końcowej części występu „Dauden” to powrót do debiutu, który ukazał się dwadzieścia osiem lat temu. Dla części fanów to miła niespodzianka. Dobry koncert, trochę obawiałem się tego, jak zabrzmią czyste partie wokalne, ale Vortex i Lazare nie zawiedli.

Główna gwiazda wieczoru to Grecy z Rotting Christ. Śmieję się pod nosem, bo jeden ze znajomych na wieść o tym, że wybieram się na ten koncert powiedział: „Piotr, gdy człowiek ma na karku prawie pięćdziesiąt lat (to o mnie), to na koncerty pewnych zespołów już nie powinien jeździć, bo te zespoły to dziecinada (to o Rotting Christ)”. Cóż, nie posłuchałem znajomego. Nie przejmuję się również tym, że część słuchaczy ostatnie dokonania zespołu określa mianem Plastik Metal, Disney Metal… Może i rzeczywiście najniebezpieczniejszym elementem w obecnej twórczości Greków jest nazwa zespołu, choć prawdę mówiąc – kto by się w tych czasach tym przejmował, ale życzę wszystkim grupom, które nie są plastikowe i patronem ich nie jest pan Disney, by były w stanie tak rozbujać publiczność, jak zrobiła to grecka legenda metalu. Celowo omijam konkretną szufladkę gatunkową, bo jedni się upierają, że to black metal, inni twierdzą, że dark, gothic, itp., itd. Fantastyczny kontakt z publicznością, niesamowita energia i radość płynąca z prezentowania muzyki przed tłumem rozentuzjazmowanych fanów. Tak zapamiętam ten występ. Przez 80 minut uśmiech nie schodził z mojej gęby, bo to był po prostu bardzo dobry koncert. Czułem zaangażowanie muzyków, profesjonalne podejście do grania na żywo i całość wreszcie zawodowo zabrzmiała! Skłamałbym twierdząc, że posiadam na półce całą dyskografię Rotting Christ. Zdaje się, że nowa płyta – „Pro Xristou” – nie spotkała się z samymi zachwytami, ale utwory z niej pochodzące świetnie sprawdzają się na koncertach – „The Apostate” i „Like Father, Like Son” zostały bardzo dobrze przyjęte przez publiczność, która szczelnie wypełniła krakowską salę. Sakis Tolis, lider zespołu, bezbłędnie prowadził swoją formację, dyrygował fanami, z którymi ma niesamowity kontakt. W tym człowieku widać dojrzałość, radość i swobodę. Więcej tu luzu i uśmiechu niż robienia groźnych min. Bez masek, kapturów, kreowania aury tajemniczości. Co w braciach Tolis zostało z buntowników, nie wiem, ale nawet jeśli przełomowe albumy dowodzona przez nich grupa ma już dawno za sobą, to koncerty gra wyborne. Trasa 35 Years of Evil Existence to utwory z różnych okresów działalności. Zrozumiały aplauz budziły „Non Serviam” i „The Sign of Evil Existence”, prawdziwe szaleństwo rozpętało się przy „Societas Satanas” (cover Thou Art. Lord), a dramaturgia „The Raven” znakomicie wpisała się w zakończenie głównej części koncertu. Jak w dalszej części sali, nie wiem, ale stojąc prawie przy barierkach nie miałem powodu do narzekania. Soczyste gitary, mocny głos, dobrze wyeksponowane bębny. Tak powinna brzmieć gwiazda wieczoru!

 

Kolejna wizyta Rotting Christ w naszym kraju? 25 kwietnia 2025 r. zespół zagra na jednej scenie z Satyricon i Behemoth. Do zobaczenia we Wrocławiu!

 

Tekst: Piotr Bałajan

Zdjęcia: Marcin Fiń

Organizator wydarzenia: Knock Out Productions