21.11.2024 – Sepultura | Jinjer | Obituary | Jesus Piece – Katowice, Spodek – relacja
Czy mam posypać głowę popiołem i bić się w klatkę piersiową, bo kilkanaście lat temu po koncercie Sepultury (jedna z edycji festiwalu Metalmania) napisałem, że mam za sobą występ muzyków, którzy są cieniem wielkiego niegdyś zespołu? Choć z drugiej strony może taką właśnie formacją była wtedy Sepultura? Może po kilku bardzo ważnych dla metalu płytach zespół nie sprostał oczekiwaniom fanów i rynku? A może też i my odpuściliśmy sobie ich twórczość, bo „bez Maxa to żadna Sepultura”? A może teraz, te kilkanaście lat później, gdy nie tylko Max, ale też i Igor są poza zespołem, mamy jednak do czynienia z grupą, która na nowo odnalazła swoją drogę i od jakiegoś czasu znów nagrywa bardzo dobre płyty, choć nie stają się one pozycjami klasycznymi w ich dorobku? A może ta grupa zawsze nagrywała dobre albumy, tylko z wiadomych powodów człowiek nie dawał im szansy? Cóż… Jedno jest pewne: 21 listopada br. SEPULTURA zagrała w Katowicach doskonały koncert! Pożegnalny na sto procent? Nie do końca, ale o tym za chwilę…
Występy czterech zespołów złożyły się na bardzo gorący wieczór w katowickim Spodku, choć poza jego murami gorąco nie było. Jednak mroźna pogoda, która zawitała do naszego kraju, nie odstraszyła fanów metalu, którzy tłumnie pojawili się w legendarnej hali. Fakt, trochę zabrakło, by wypełnić salę do ostatniego miejsca (mówię o wolnych bocznych sektorach), ale biorąc pod uwagę jęki, że dzisiejszej Sepultury nikt nie słucha, śmiało i dobitnie stwierdzam, że koncert był sukcesem frekwencyjnym. Sam zespół na swoim fejsbukowym profilu wspomniał, że był to największy koncert na trasie.
Na dobry początek Amerykanie z Jesus Piece. Wybaczcie, ale nie napiszę niczego o ich występie, zdjęć też nie będzie, bo w chwili, gdy zespół prezentował słuchaczom swoje brutalne oblicze, my szukaliśmy wolnego miejsca na parkingu. Wierzymy na słowo, że grupa „ma potencjał na rozdawanie kart i dysponuje riffami kruszącymi tynk ze ścian” – może następnym razem będzie nam dane.
Na szczęście zdążyliśmy na występ Obituary. Gdy wchodziliśmy do głównej sali Spodka, legenda death metalu grała już pierwszą kompozycję w swoim secie, był nią instrumentalny „Redneck Stomp”. Zdaje się, że od dłuższego czasu ten numer jest oficjalnym otwieraczem koncertów ekipy dowodzonej przez Johna i Donalda. Potęga metalowego riffu na początek, do której już w drugim utworze – „Threatening Skies” – dołączył charakterystyczny ryk wokalisty. Mówi się, że w życiu są dwie rzeczy pewne: śmierć i podatki. Powiększyłbym ilość pewniaków i dopisał do nich to, co wydobywa się z przepony i gardła Johna Tardy’ego! Głos tego faceta nadal jest potężny i niszczy wszystko dookoła. Przez chwilę byłem na płycie Spodka, ale dość szybko przeniosłem się na trybuny i tam poczułem prawdziwą potęgę brzmienia amerykańskiego zespołu. Znacie to uczucie, gdy nie możecie powstrzymać uśmiechu, bo stan, w którym się znajdujecie w pełni was satysfakcjonuje i jesteście pewni tego, że spędzacie czas w sposób wartościowy? Tak właśnie czułem się przez cały czwartkowy wieczór, nie tylko w trakcie czterdziestominutowego występu zaserwowanego przez pochodzącą z Florydy formację. Skoro o nich mowa – fakt, dziesięć utworów to zdecydowanie za mało, ale przyznaję, że urwało mi głowę. „Deadly Intentions”, „By the Light”, „The Wrong Time”, czy zagrane na koniec „Slowly We Rot” udowodniło mi po raz kolejny, że ten zespół jest stworzony do tego, by grać na żywo. Prosto, chwytliwie, brutalnie i bardzo głośno. Zabrakło kilku hitów, ale przy takich ograniczeniach czasowych i tak bogatej dyskografii nie sposób zaprezentować wszystkiego, co chcielibyśmy usłyszeć.
Krótka przerwa i na scenie zameldował się ukraiński Jinjer, który należy do grona moich ulubionych zespołów, a ich nowa płyta jest jedną z tych, na które czekam najbardziej w 2025 roku. „Duel”, bo o tej płycie mowa, reprezentowały trzy utwory w setliście koncertu – „Kafka”, „Someone’s Daughter” i „Rogue”, do tego usłyszeliśmy też kilka starszych numerów. „Teacher, Teacher!”, „Retrospection”, „Sit Stay Roll Over” należą do żelaznego repertuaru zespołu i z entuzjazmem przyjmowane są przez publiczność. Jinjer to fantastyczni instrumentaliści i doskonała, zjawiskowa wokalistka. Potęga w głosie i fantastyczna umiejętność przechodzenia od partii brutalnych do melodyjnych i czystych. Obecny skład ma już olbrzymie doświadczenie koncertowe i to słychać za każdym razem, gdy pojawiają się na scenie. Zabójczy band o ugruntowanej pozycji, który osiągnął sukces ciężką pracą, uporem i konsekwencją. To też talent do pisania świetnych kompozycji. Pięćdziesiąt minut minęło bardzo szybko i to w zasadzie jedyny minus koncertu Ukraińców, bo cała reszta pięknie się zgadzała. Brzmieniowo i wykonawczo to już jest bardzo wysoka półka. Nie zabrakło energii, zaangażowania i interakcji z fanami. Czekam na nową płytę i koncert, na którym wystąpią w roli gwiazdy wieczoru, bo wtedy inaczej prezentuje się dramaturgia koncertu, całość jest jeszcze ciekawsza dla odbiorcy, a zespół w pełni może rozwinąć koncertowe skrzydła. Wiem, co mówię, bo widziałem grupę, gdy grała w charakterze głównej gwiazdy.
Najważniejsze danie wieczoru to brazylijska legenda metalu, SEPULTURA. Celebrating Life Through Death – European Farewell Tour 2024 – pod takim hasłem grupa wyruszyła w trasę, której główną częścią miało być pożegnanie z fanami oraz świętowanie czterdziestolecia działalności. I odniosłem wrażenie, że to czterdziestolecie było częściej w trakcie koncertu przez muzyków przywoływane niż fakt, że zespół odchodzi na muzyczną emeryturę. Może głównym powodem takiego zachowania i braku łzawych pożegnań była informacja, która pojawiła się na ekranie tuż po zakończeniu występu… Tak, to już wiecie – Sepultura wystąpi w Polsce jeszcze raz, tym razem na przyszłorocznej edycji Mystic Festival. Farewell Festival Show. Tu przerwa na uśmieszki… Tu kolejna przerwa na memy o tematyce emerytalnej… Jednak darujmy sobie już liczne historie pożegnalnych tras, które trwają latami, a zespoły w tym czasie nagrywają kolejne płyty i ruszają w świat z kolejnymi koncertami. Jasne, można sobie z tego robić podśmiechujki, wyzłośliwiać się, ale jeśli koncert w Gdańsku będzie tak zajebisty, jak ten, którego byliśmy świadkami w Spodku, to nie mogę się doczekać! Sepultura w Katowicach była najprawdziwszą gwiazdą. Zabrzmiała mocno, soczyście, ostro i głośno. Pod względem wizualnym też wszystko wspaniale się prezentowało. Gra świateł, ekran, wizualizacje, animacje – tak dziś powinna prezentować się grupa, która zajmuje główne miejsce w programie koncertu. Fenomenalna forma całego zespołu. Ze szczególnym wskazaniem na młodego perkusistę. Greyson Nekrutman, dwudziestodwuletni muzyk, związany do tej pory m.in. z Suicidal Tendencies, zaprezentował się z jak najlepszej strony. Derrick Green też mógł przekonać do siebie tych, którzy do tej pory nie byli przekonani. Tak swoją drogą, jeśli ktoś jeszcze mówi o nim TEN NOWY, to warto pamiętać, że mówimy o człowieku, który w Sepulturze śpiewa od 1998 roku. Energia, charyzma (Andreas też pokazał, na co go stać pod tym względem, bo o umiejętnościach instrumentalnych nie muszę chyba wspominać!), mocarnie zabrzmiały brutalne partie wokalne Derricka, ale też i te bardziej melodyjne, czego najlepszym przykładem była kompozycja „Agony of Defeat”. Skoro o utworach wspominam… Usłyszeliśmy w sumie dwadzieścia jeden kompozycji. Chyba wszyscy poczuli się usatysfakcjonowani. Od Sepultury staroszkolnej – „Troops of Doom”, „Escape to the Void”, „Inner Self”, przez hity – „Arise”, „Territory”, „Refuse/Resist”, „Roots Bloody Roots”, do numerów pochodzących z płyt nagranych z Greenem za mikrofonem – „False”, „Choke”, „Kairos”, „Guardians of Earth”. Wspomnieć również należy o tym, że pięknie zabrzmiał też „Kaiowas” (płytę „Chaos A.D.” reprezentowały w sumie aż cztery utwory) z gościnnym udziałem wybranych muzyków z grup supportujących. Świetny koncert. Pogodziłem się z tym, że to jest (był…) inny zespół, że nawet jeśli stanie się to, co przewiduje sporo osób (powrót do grania w starym składzie), to Andreas i Paulo przez te wszystkie lata zadbali o to, by Sepultura była nadal ważną częścią metalowej sceny, choć nie na taką skalę, jak wtedy, gdy na rynku pojawiły się ich płyty, które definiowały groove metal.
Fantastyczny koncert, satysfakcjonujący zarówno zespół i fanów. Czy z tym składem zobaczymy się ostatni raz na najbliższej edycji Mystic Festival? Czy logo Sepultury pojawi się jeszcze kiedykolwiek na plakatach reklamujących koncerty, festiwale? Czas pokaże. Gdy pojawiłem się w Zabrzu w 1993 roku, koncert Sepultury i Paradise Lost został odwołany w ostatniej chwili; gdy byłem świadkiem ich występu na Metalmanii 2007, miałem mocno mieszane uczucia. Koncert sprzed kilku dni uważam za udany pod każdym względem. Do zobaczenia w czerwcu!
Więcej zdjęć znajdziecie tu: http://theblackframe.pl/koncert/21-11-2024-sepultura-jinjer-obituary-katowice/
Tekst: Piotr Bałajan
Zdjęcia: Marcin Fiń
Organizator wydarzenia: Knock Out Productions.