BEZ CELEBRACJI. Oficjalna biografia PARADISE LOST – David E. Gehlke

(In Rock, Czerwonak 2021)

Od kilku tygodniu możemy cieszyć się świetnie opowiedzianą historią zespołu Paradise Lost. BEZ CELEBRACJI to prawie pięćset stron, na których znajdziecie realistycznie opisane przygody twórców legendarnego albumu „Gothic” i kilkunastu innych płyt. David E. Gehlke, autor (o metalu pisze od 19 lat, jest również twórcą książki „Hałas, który burzył mury. Historia Noise Records”), przedstawia dzieje grupy nie tylko własnymi słowami, ale bierze też na spytki producentów muzycznych, menedżerów, muzyków innych formacji (m.in. My Dying Bride i Anathema, którzy z bohaterami „Bez Celebracji” byli przez prasę często nazywani „Trójką Peaceville”), szefów wytwórni płytowych, ale co najważniejsze swoimi wspomnieniami dzielą się z nami przede wszystkim muzycy pochodzącego z Halifax zespołu.

Całość to raczej w tradycyjny sposób przedstawiona biografia, która po krótkim wstępie sięga do czasów szkolnych, a kończy się na ostatniej studyjnej płycie, „Obsidian”. Choć rację ma ten, który twierdzi, że historie grup nadal istniejących już w chwili wydania nie są aktualne, bo i tu mamy do czynienia z sytuacją, gdy dyskografia grupy, jeszcze przed ukazaniem się książki (mam na myśli premierę w Polsce), powiększyła się o kolejny tytuł – „At the Mill”, o którym tu nie przeczytacie, ale warto wspomnieć, że polski czytelnik otrzymał dodatkowy rozdział, w którym pozna szczegóły powstania wspomnianego już materiału, „Obsidian”.

Paradise Lost – fot. Marcin Fiń, Kraków 16.09.2021

Zwolenników rockandrollowych pijatyk odsyłam raczej do innych książek, tu oprócz oszczędnych opisów dotyczących problemów z alkoholem i lekami na receptę Nicka i Grega (co nie zawsze było związane z głupią rozrywką zblazowanych i znudzonych gwiazd rocka, a dość często z kłopotami w życiu prywatnym), nie znajdziecie żadnych historii, które tonęłyby w oparach seksu, procentów i narkotykowego odlotu. Jeśli ktoś liczy na opisy życia domowego muzyków, to też nie znajdzie tu nic dla siebie. Biografia Raju Utraconego skupia się przede wszystkim na muzyce, wszystkich albumach (nazwy kolejnych rozdziałów zawierają tytuły studyjnych płyt zespołu), okładkach płyt (tak naprawdę dopiero teraz dowiedziałem się, co widnieje na okładce drugiej płyty i z czym ludziom kojarzy się obrazek zdobiący debiut Anglików), trasach, sesjach nagraniowych, współpracy z wytwórniami płytowymi. Gehlke opisuje również poszczególne utwory – muzykę, wybrane fragmenty tekstów oraz teledyski (polecam historię powstania clipu do piosenki „The Enemy”).

BEZ CELEBRACJI to również historia przyjaźni. Brzmi ona prawdziwie, bo jest przedstawiona szczerze, bez specjalnych upiększeń, i choć grupa od początku działa w stałym składzie (pomijając tych, którzy zasiadają za perkusją; fakt, kilku ich było), to nie brak tu konfliktów i nieporozumień. Takie podejście sprawia, że czytelnik bardziej ufa tym opowieściom, bo przecież przez ponad trzydzieści wspólnych lat trudno przejść tylko się śmiejąc i wzajemnie komplementując. Skoro o śmiechu mowa… Choć członkowie Paradise Lost od lat mają opinię ponuraków, to jednak podkreślają, że humor i śmianie się z tych samych rzeczy jest często podstawowym czynnikiem wspólnego spędzania czasu.

Paradise Lost – fot. Marcin Fiń, Kraków 16.09.2021

To też historia zespołu, który nigdy nie chciał nagrać dwóch podobnych do siebie płyt. Jak mówi Greg Mackintosh: „Traktujemy każdy album, jakbyśmy byli zupełnie nowym zespołem”. Paradise Lost łączeni są z różnymi gatunkami muzycznymi. Kolejne albumy wpisywały się w tak różne style, jak death, doom, gothic, dark rock, muzyka elektroniczna… Zmiana kierunku muzycznego pociągała za sobą także zmianę wizerunku. I jedno, i drugie spotykało się z krytyką. Formacja, którą w pewnym momencie nazwano nową Metalliką, była też oskarżana o zdradę metalowych ideałów, bo przecież na wysokości albumu „Host” było im bliżej do Depeche Mode niż do piekielnie ciężkich riffów, które zdobiły płytę „Lost Paradise”. Powrót do metalowych korzeni też nie od razu spotkał się ze zrozumieniem ze strony fanów. Nie brak tu wzlotów, ale też i upadków.

W oficjalnej biografii przeczytacie też o tym, dlaczego grupa nie zrobiła kariery w USA, o jej związkach z MTV, dowiecie się, jak ważne dla wizerunku metalowca są nie tylko włosy, ale też kolor perkusji. Fani zespołu wiedzą, że w pewnym momencie Greg i Nick postanowili wyjść poza macierzystą formację, i tak wokalista związał się z deathmetalowym Bloodbath, a gitarzysta powołał do życia grupę Vallenfyre, a później Strigoi. Autor książki również zaspokaja naszą ciekawość w tej materii.

Paradise Lost – fot. Marcin Fiń, Kraków 16.09.2021

Ja jestem usatysfakcjonowany. Nie czytałem innych książkowych publikacji na temat Paradise Lost, ale po przeczytaniu BEZ CELEBRACJI, innych raczej nie potrzebuję. Nie ma tu fajerwerków, może dlatego też angielska prasa nie przepadała za zespołem (pismacy twierdzili, że muzycy byli nudziarzami), mamy za to rzetelnie przedstawioną historię jednej z najważniejszych metalowych grup pochodzących z Anglii. A lektura książki była dla mnie świetnym uzupełnieniem bardzo dobrego koncertu, który grupa zagrała we wrześniu w Krakowie, i godzin, które spędziłem na słuchaniu albumu „At the Mill”.

 

Piotr Bałajan